Historia długa, lecz z banalną pointą. Tu jest po prostu najpiękniej 🙂
Góry są naszą pasją. Przeszliśmy tysiące kilometrów szlaków nie tylko sami, ale i z naszymi dziećmi, póki je nosiliśmy, a potem póki chciały (w krótkim okresie ich życia nawet jeśli nie chciały :-)) Góry nasze i nie nasze, niższe i te całkiem wysokie. W wielu miejscach było przepięknie, ale to w Bieszczady wracaliśmy przy każdej okazji. Wakacje z namiotem w plecaku (forma do tej pory praktykowana), święta w chatce bez prądu za to z wodą z potoku, rowerowe eskapady, gdy jeszcze nie było to takie modne. Z naszych rodzinnych Katowic mieliśmy blisko w Beskid Śląski, Mały czy Żywiecki, wybraliśmy jednak drugi koniec polskich Beskidów. Urzekła nas przestrzeń, dzikość przyrody, połonińskie, ale i dolinne krajobrazy, czy nadal niewielka liczba mieszkańców. Do tego historia regionu, im bardziej zgłębiana, tym więcej kryjąca tajemnic.
14 lat temu po intensywnych poszukiwaniach, oczywiście na miarę naszej kieszeni, znaleźliśmy najlepsze dla nas miejsce na Ziemi. Plan był taki, żeby wziąć kredyt, szybko ogarnąć budynek, który zastaliśmy i nie zwlekając przeprowadzić się w ciągu dwóch lat. Ani kredyt, ani szybko, tym bardziej dwóch. Już wtedy zaczęliśmy przyzwyczajać się do bieszczadzkiego tempa nazwanego przez nas „mañana”. Koniec końców udało się. Zajęło nam to 11 lat. Gdyby nie pomoc rodziców i nierzadko dobrych sąsiadów pewnie trwałoby dłużej. Połowa naszych dzieci zdążyła się usamodzielnić i zostać w mieście. Nie czekając więc już dłużej, jak nam radzono, do emerytury i korzystając ze zmiany etapu edukacyjnego córki „rzuciliśmy” wszystko i wyjechaliśmy w Bieszczady.
Od tego czasu minęły 3 lata. Bieszczady nadal zachwycają nas każdego dnia mimo, że to już nie wakacje a normalne, wypełnione pracą życie. Odwiedzający alpakarnię często pytają, czy życie jest tu trudne? Owszem, znajdzie się parę minusów, ale nijak się mają do problemów mieszkańców na nowo zasiedlających teren w okresie powojennym. Jeśli więc chodzi o „trudne” – odsyłamy do lektur Waldemara Bałdy czy Stanisława Krycińskiego i wówczas wszystko stanie się łatwe 😉