Jak to z Yurą było
marzec 2024

(nie polecamy osobom o „słabych nerwach”😉)

W hodowli, a szczególnie tak małej jak nasza, narodziny malucha to wielkie wydarzenie. Zwłaszcza jeśli to pierwszy maluch i nasz, i Fenki. Byliśmy na to przygotowani teoretycznie, z praktyką gorzej, no bo gdzie… Tak więc doświadczenie zerowe. Wiedzieliśmy, że niemal wszystkie porody u alpak odbywają się rano lub w godzinach okołopołudniowych. Pora późniejsza to potencjalne problemy. Czytając o problemach zazwyczaj odsuwa się od siebie taki scenariusz, bo w końcu dlaczego nie ma być dobrze? A jednak.

Alpaka Yura z mamą

Pierwsza faza porodu poszła gładko jak po maśle, mimo, że przed południem zamiast się kończyć to się dopiero rozpoczęła. Fenka oddaliła się od stada, pokładała, pojękiwała, aż po 3 godzinach weszła do alpakarni. Wiedzieliśmy, że rozpoczęła się druga, zasadnicza część. Pozostałą ekipę alpaczą zabezpieczyliśmy przy alpakarni, żeby skupić się wyłącznie na Fence. Pojawiła się główka malca. Niedobrze. Nie tak miało być. Nasza Ela weterynarz – na urlopie, weterynarze alpaczy wprawdzie z wizytami na podkarpaciu, ale u nas planowo dopiero dnia następnego. Wykonaliśmy do nich telefon i od tego momentu już na stałe, z niewielkimi przerwami, jesteśmy na łączach. Zgodnie z zaleceniami daliśmy Fence jeszcze 5 minut po czym założyliśmy długą rękawicę (tzn. jedno z nas), posmarowaliśmy weterynaryjnym żelem (byliśmy przygotowani) i próbowaliśmy namierzyć przednie nóżki maleństwa. Oczywiście były, ale zgięte w nadgarstku, więc nie miały prawa wyjść pierwsze. Staraliśmy się je delikatnie wyprostować, ale przy główce na zewnątrz za bardzo naparły na ścianę macicy. Nie mając doświadczenia nie wiedzieliśmy jakiej siły można użyć, żeby nie uszkodzić mamy. W przerwie od łączy z weterynarzami zadzwoniliśmy do JURKA, naszego sąsiada, speca od porodów cielaczków. Już od jakiegoś czasu wiedział, że jeśli zajdzie taka potrzeba to się zgłosimy. Pracował spokojnie przy budowie swojego pensjonatu (niebawem będziecie mogli tu odpoczywać w sąsiedztwie naszych alpak😊), kiedy poprosiliśmy BARDZO, żeby jak najszybciej przyszedł.

Alpaka Yura

Dalej już było tylko szybciej. Znów rękawica i żel, a po chwili hasło ”szukaj jakiegoś weterynarza”. Trochę spanikowanych myśli się pojawiło, bo skoro Jurek mówi, że będzie potrzebny wet to naprawdę jest się czym martwić. Trzeba było oczywiście zachować spokój i przynajmniej spróbować znaleźć fachowca, co niestety z góry skazane było na niepowodzenie, bo do najbliższego mamy ok. 1h. W trakcie rozmowy z jednym z alpakarni dobiegło: „już”. Okazało się, że Jurek znalazł sposób na wyprostowanie nóżek – wepchnął nieznacznie główkę malca do środka, co poluzowało nadgarstki. Genialne. Śliczne maleństwo (w hodowlach zwane z hiszpańskiego „cria”) czekało na sianie na wytarcie, wysuszenie i ubranie w czerwony kubraczek. Alpaki nie wylizują młodych, a zachowanie ciepłoty ciała ma kluczowe znaczenie nie tylko w pierwszych dniach, ale i tygodniach życia. Mama nawiązała więź obwąchując maleństwo i stykając nos z noskiem. Mimo wszystkich trudności była w dobrej kondycji, maluch też – mogliśmy stwierdzić, że to dziewczynka. Po 40 minutach już była na nóżkach i jeszcze niezgrabnie, ale sprawnie podskakiwała w stronę alpaczej toalety. Potem było już tylko z górki, choć wcale nie musiało tak być. Obserwowanie, czy mała podchodzi do wymionek, czy Fenka produkuje siarę, czy nie zapomina karmić. W pierwszej dobie życia jedną z ważniejszych rzeczy jest przekazanie maleństwu wraz z pokarmem przeciwciał. Na wszelki wypadek mieliśmy zapas i siary, i mleka zastępczego. Na szczęście nie były potrzebne. Następnego dnia podczas wizyty weterynarze utwierdzili nas, że wszystko jest ok. Pozostał wybór imienia. Szukaliśmy czegoś w keczua – rodzimym języku alpak;) i znaleźliśmy. Yura, która jest ukłonem w stronę Jurka, jednocześnie oznacza „roślinę”.

Pół roku temu, a jakby wczoraj… Jurek został naszym bohaterem, ale z siebie też możemy być dumni, bo nasza dorosła latorośl, będąca akurat w domu i obserwująca całą akcję porodową powiedziała „byliście dzielni”😊

Alpaka Yura

Dziś Yura, już nie taka mała, bo z kubraka dawno wyrosła, mimo trudnego początku nadal super się rozwija i socjalizuje. Niebawem przed nią pierwsze strzyże, a po nim możecie spodziewać się czapeczki z tego cudnego runa.

RÓWNIEŻ INTERESUJĄCE 🙂

Wizyta w alpakarni i co dalej?

Dalej - zaglądanie w smolnikowe i okoliczne, atrakcyjne zakamarki. Przemierzając Bieszczady ciężko trafić na wioskę podobną do naszej - jest wyjątkowa, o czym pisaliśmy na głównej stronie i zachęcamy do lektury. Tym razem zajmiemy się najbliższą okolicą - piękną,...

Nie tylko alpaki

Od początku przyjazdu w Bieszczady wiedzieliśmy, że poza planowanymi alpakami jeden nasz Misiek (towarzysz wędrówek od zawsze) - to za mało. Na start pomyśleliśmy o kotkach, bo jak to na wsi nie mieć kotów?! Prawie od razu nadarzyła się okazja, żeby dwóm maluchom...

Dlaczego Bieszczady?

Historia długa, lecz z banalną pointą. Tu jest po prostu najpiękniej 🙂 Góry są naszą pasją. Przeszliśmy tysiące kilometrów szlaków nie tylko sami, ale i z naszymi dziećmi, póki je nosiliśmy, a potem póki chciały (w krótkim okresie ich życia nawet jeśli nie chciały...