Wizyta w alpakarni i co dalej?
listopad 2022

Dalej – zaglądanie w smolnikowe i okoliczne, atrakcyjne zakamarki. Przemierzając Bieszczady ciężko trafić na wioskę podobną do naszej – jest wyjątkowa, o czym pisaliśmy na głównej stronie i zachęcamy do lektury. Tym razem zajmiemy się najbliższą okolicą – piękną, historycznie interesującą, a na co dzień ciągle spokojną.

Jeziorka Duszatyńskie
Jeziorka Duszatyńskie

Zaczniemy od celu wielu turystów, mianowicie Jeziorek Duszatyńskich, do których zawędrujecie fragmentem czerwonego Głównego Szlaku Beskidzkiego. Wcześniej oczywiście musicie dostać się do Duszatyna. Z Komańczy – prosta sprawa – auto lub tenże czerwony szlak. Ze Smolnika to kilka kilometrów marszu pozostałością wąskotorówki lub utwardzoną drogą leśną i pokonanie czterech brodów na Osławie, co jest nie lada atrakcją w sezonie letnim. Można też załapać się na przejazd wozem traperskim, choć najczęściej dotyczy to grup tzw. zorganizowanych. Dwa urokliwe jeziorka (w przeszłości trzy) są konsekwencją największego, pod względem ilości przemieszczonego materiału, osuwiska w polskich Karpatach. Ponoć jeden z biesów, Żubraczy mu na imię było, tak się zdenerwował informacją, że w Duszatynie ludzie mają budować kolejkę wąskotorową co to drewno będzie przewozić i spokój mu zakłócać, że cisnął w zbocze Chryszczatej lepioną przez siebie kulą żywiczną. No i poszło, a że wiosną 1907 roku obfite opady i roztopy były, to i osuwisko ogromne powstało. Żubraczego tam nie spotkacie, bo podobno po tym wydarzeniu wyniósł się na słowacką stronę Bieszczadów.

Po godzince wędrówki powyżej jeziorek dotrzecie do szczytu Chryszczatej. Pasmo górskie, którego Chryszczata jest częścią było świadkiem ciężkich, zaciętych walk wojsk austro-węgierskich i rosyjskich, przede wszystkim zimą 1915 roku. Do tej pory miejsca pochówku żołnierzy są odnajdywane, zabezpieczane i upamiętniane. Czasem są to cmentarze z mogiłami zbiorowymi (jeden z nich znajduje się tuż przy szczycie), często jednak to rozproszone groby, których sporo znajdziecie decydując się na zejście do Przełęczy Żebrak. To kawał dobrej roboty leśników, władz gminnych, archeologów z UJ-u, no i “Włóczykija” oraz towarzyszących mu grup wsparcia. Zaledwie kilkanaście kilometrów od Smolnika mamy kolejne ciekawe miejsce. Kiedyś brama między Polską, potem Galicją, a Węgrami, dziś granica ze Słowacją. Nie wchodząc w dywagacje geografów tu kończy się Beskid Niski, a zaczynają Bieszczady, jednocześnie tędy przebiega granica Karpat Zachodnich i Wschodnich. Przez tunel biegnący pod przełęczą wjechał pociągiem w Bieszczady “dobry wojak Szwejk” Jaroslava Haška. Niestety w 1915 roku nie chodziło o zwiedzanie.

I jak nie zobaczyć takiego miejsca? Chodzi o Przełęcz Łupkowską, do której ze Starego Łupkowa zaprowadzi Was niebieski i zielony szlak wcześniej mijając łemkowski i wojenny, odnawiany cmentarz oraz poza sezonem z rzadka używaną stację Łupków. O samym tunelu można by sporo pisać, ale możecie nas o to zapytać przy wizycie w alpakarni 🙂 I nie tylko o to. Zapytajcie o były ryneczek w Woli Michowej, bo macie fantazję go odnaleźć albo o zagrodę aklimatyzacyjną i dziko żyjące u nas żubry, bo prawie dorównujemy pod względem ich liczebności w Puszczy Białowieskiej. A może macie ochotę na transgraniczną, pieszą trasę przez Balnicę do Osadnego? Polecimy Wam nie tylko te, ale i kilka następnych miejsc. Do zobaczenia!

RÓWNIEŻ INTERESUJĄCE 🙂

Jak to z Yurą było

(nie polecamy osobom o „słabych nerwach”😉) W hodowli, a szczególnie tak małej jak nasza, narodziny malucha to wielkie wydarzenie. Zwłaszcza jeśli to pierwszy maluch i nasz, i Fenki. Byliśmy na to przygotowani teoretycznie, z praktyką gorzej, no bo gdzie… Tak...

Nie tylko alpaki

Od początku przyjazdu w Bieszczady wiedzieliśmy, że poza planowanymi alpakami jeden nasz Misiek (towarzysz wędrówek od zawsze) - to za mało. Na start pomyśleliśmy o kotkach, bo jak to na wsi nie mieć kotów?! Prawie od razu nadarzyła się okazja, żeby dwóm maluchom...

Dlaczego Bieszczady?

Historia długa, lecz z banalną pointą. Tu jest po prostu najpiękniej 🙂 Góry są naszą pasją. Przeszliśmy tysiące kilometrów szlaków nie tylko sami, ale i z naszymi dziećmi, póki je nosiliśmy, a potem póki chciały (w krótkim okresie ich życia nawet jeśli nie chciały...